Hubertus w Colditz

Kazimierz Jedliczka urodził się 30 czerwca 1900 roku w Żywcu, w rodzinie Bronisława i Emilii z Sikorskich Jedliczków. Jego życie od najmłodszych lat było naznaczone bliskością przyrody i pasją do polowań, które towarzyszyły mu zarówno w młodości, jak i później, w dorosłym życiu. W 1915 roku, w czasie I wojny światowej, Kazimierz wraz z rodziną trafił na Podzamcze, gdzie osiedliła się administracja austriacka. To właśnie tam, wśród malowniczych krajobrazów, rozwijała się jego miłość do koni i myślistwa.

Po zakończeniu I wojny światowej Kazimierz brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku, wykazując się odwagą i determinacją. W okresie międzywojennym pełnił funkcję oficera rezerwy Wojska Polskiego w stopniu porucznika, jednocześnie pracując w PZU. Mieszkał w Myślenicach, ale często odwiedzał Podzamcze, gdzie spędzał czas ze swoim bratem Bogusławem, z którym dzielił pasję do polowań i jazdy konnej.

Wybuch II wojny światowej zastał Kazimierza w szeregach Wojska Polskiego. Walczył w kampanii wrześniowej 1939 roku, a po bitwie pod Kockiem trafił do niemieckiej niewoli. Jego losy wojenne prowadziły go przez różne oflagi, aż w 1941 roku znalazł się w oflagu IV C Colditz, słynącym z licznych prób ucieczek i niezwykłych wydarzeń organizowanych przez jeńców.

Organizacja Hubertusa w Colditz

Jednym z takich wydarzeń były obchody świętego Huberta, zorganizowane przez rotmistrza Stefana Sołtysika 3 listopada 1941 roku. Ten tradycyjny bieg myśliwski, zaaranżowany na terenie zamku Colditz, stał się niecodzienną formą rozrywki i manifestacją kawaleryjskiego ducha w trudnych warunkach niewoli. Sołtysik, przy wsparciu innych oficerów, w tym porucznika Alberta Wojciechowskiego, przygotował program pełen przeszkód, które uczestnicy musieli pokonać bez koni, a jedynie na własnych nogach.

Kazimierz Jedliczka, jako jeden z uczestników, wziął udział w tym barwnym wydarzeniu. Bieg myśliwski w Colditz, choć pozbawiony koni, oddawał w pełni ducha tradycyjnych zawodów. W zamkowych korytarzach i pokojach ustawiono różnorodne przeszkody, które wymagały od uczestników zarówno sprawności fizycznej, jak i pomysłowości. Jedną z najbardziej charakterystycznych przeszkód była wanna z wodą, przez którą trzeba było przeskoczyć, by następnie wyczołgać się przez małe okienko.

Dla Kazimierza i innych polskich oficerów, bieg ten był okazją do powrotu myślami do dawnych, spokojniejszych czasów na Podzamczu, gdzie polowania i jazda konna były częścią codziennego życia. Wspomnienia z tych chwil pomagały im zachować odrobinę normalności i ducha rywalizacji, mimo trudnych warunków wojennej niewoli.

Symboliczne Znaczenie Hubertusa w Colditz

Bieg myśliwski w Colditz stał się symbolicznym wydarzeniem, które zyskało entuzjastyczne przyjęcie wśród jeńców różnych narodowości. Polacy, jako gospodarze, włożyli wiele pracy w przygotowanie biegu, dbając o każdy detal, od żetonów pamiątkowych po przeszkody. Entuzjazm, z jakim inne nacje podeszły do tego wydarzenia, świadczył o potrzebie wspólnej zabawy i oderwania się od szarej rzeczywistości obozowej.

Kazimierz Jedliczka, który z zaangażowaniem brał udział w biegu, wykazał się nie tylko sprawnością fizyczną, ale i duchem walki. To wyjątkowe wydarzenie, choć krótkotrwałe, pozostawiło trwały ślad w jego pamięci, stając się jednym z ostatnich momentów radości przed tragicznym końcem.

Niestety, wojenne losy Kazimierza zakończyły się tragicznie. W 1944 roku został przeniesiony do oflagu Dössel, gdzie zginął 27 września podczas nalotu brytyjskiego. Bomby, które miały trafić w stację kolejową, spadły na obóz jeniecki, zabijając 90 oficerów i raniąc 230. Wśród ofiar był również Kazimierz Jedliczka.

Generał Tadeusz Piskor i Hubertus w Colditz

Na zakończenie Hubertusa w Colditz generał Tadeusz Piskor powiedział kilka słów, gratulując organizatorom pięknego pomysłu i życząc, by następny bieg odbył się w Polsce i na koniach. Niestety, to życzenie nie zostało zrealizowane po wojnie. Dlatego chcemy zrealizować pomysł generała Piskora na tegorocznym Hubertusie.

Obchody świętego Huberta w Colditz, mimo że odbywały się w warunkach niewoli, były świadectwem niezwykłej odwagi i wytrwałości jeńców. Dla Kazimierza Jedliczki, było to jedno z ostatnich wspomnień z czasów, gdy w sercach wciąż tliła się nadzieja na lepsze jutro. Jego życie, pełne pasji, odwagi i poświęcenia, pozostaje hołdem dla wszystkich, którzy w najtrudniejszych chwilach potrafili zachować ducha i tradycję.